37. Rakkeschlauf 2017 - tak łątwo się nie dam!

Stojąc na starcie wyścigu na 5 km, jednego z biegów na imprezie o nazwie Rakkeschlauf organizowanej w Roetgen, nie miałem wielkich oczekiwań. Jadąc do Roetgen zastanawiałem się czy wystartować. Ostatni tydzień nie był dla mnie łatwy: podróż i stracone treningi, problemy żołądkowe na treningu, ból głowy i kiepskie samopoczucie przez duszną pogodę dzień wcześniej. Ostatecznie zdecydowałem się na start, z myślą że jak będzie źle to biegnę w komfortowym tempie nie zważając na czas.
Na początek może kilka słów o lokalizacji biegu. Roetgen to niewielka miejscowość w Niemczech, położona na południe od Akwizgranu (Aachen) przy granicy z Belgią. Miało tam miejsce wydarzenie o nazwie Rakkeschlauf, w ramach którego odbyły się m. in. biegi na dystansach 5 km i 10 km oraz półmaraton. Ja zdecydowałem się na start na piątkę. Na starcie Jogginglauf, bo tak nazwano bieg na 5 km, w sumie stanęło 117 biegaczy. Trasa biegu prowadziła ulicami Roetgen. Pierwsze 2,5 km pod górkę, następnie mała pętla, nawrót i powrót tą samą trasą.

Mają tam smoka 😉

Start był o 16:45. Przed zrobiłem rozgrzewkę, około 10 min truchtu z dwiema przebieżkami, plus trochę wymachów i rozciągnięcie mięśni nóg. Ostatni wypad do toalety i o 16:40 ustawiłem się na starcie. Stałem w trzecim rzędzie. Teraz trochę pomarudzę, ale nie rozumiem dlaczego niektórzy tak bardzo pchają się do przodu i spowalniają start biegnąc od początku 5:00/km albo wolniej. Nie porywajmy się z motyką na słońce...
Wracając do tematu. Godzina 16:45 - strzał z pistoletu startowego (bardzo głośny swoją drogą) i ruszyliśmy. Pierwszy kilometr pod górkę. Sporą liczbę osób mijam na pierwszych 200 - 300 m i plasuję się na dziewiątej pozycji. Nikt w zasadzie się nie ściga. Trzyosobowa grupa wyrwała do przodu, reszta biegnie spokojnie. Pierwszy kilometr i zegarek pokazuje 4:02. Drugi kilometr wciąż prowadzi pod górkę, ale trochę łagodniejszą. Nie szarżuję, biegnę w bardzo komfortowym tempie jak na pięciokilometrowy wyścig. Drugi kilometr pokonuję w 3:57 i dochodzę drugiego zawodnika. Lider ma sporą przewagę i pewnie biegnie po wygraną. Zajmuję drugą pozycję. W głowie pojawia się myśl, że jest nieźle. Biegniemy na pętli. Trasa zaczyna robić się płaska, a następnie powoli schodzić w dół. Na dwa tysiące pięćsetnym metrze ktoś dosłownie wyskakuje za moich pleców i gna do mety. Myślę sobie: O nie! Tak łatwo się nie dam! Łapię plecy i przez kolejne 500 m podążam za rywalem. Na końcu pętli nawracającej, zaczynam prowadzić w naszej dwójce. Wracamy na trasę i możemy pozdrawiać się z biegaczami biegnącymi pod górę. Trzeci kilometr przebiegnięty w 3:43. Wreszcie zbliżyłem się do tempa, które planowałem przed biegiem. Wcześniej nie było motywacji, żeby biec szybciej. Nikt nie przyspieszał, to i ja oszczędzałem siły. Przeciwnik dotrzymuje mi tempa i siedzi na plecach. Gdzieś na końcówce czwartego kilometra, początku piątego, pokonujemy bardzo stromy fragment. Wykorzystuję to żeby odskoczyć rywalowi. Robię długie kroki, prawie że skaczę w dół. Czwarty kilometr pokonuję w 3:26. Zadowalający czas. Teraz już gnam do mety ile sił w nogach, nie oglądając się za siebie. Okazuje się, że trasa nie ma dokładnie pięciu kilometrów. GPS odnotowywał kolejne kilometry mniej więcej w okolicach oznakowań na trasie. Ostatni odcinek pokonuję w 2:15, a zegarek pokazuje, że jest to 700 m (średnie tempo na tym odcinku wyszło 3:11/km). Wiem, że pomiar GPS jest obarczony błędem, ale gdyby ostatni odcinek wynosił 1000 m to zbliżyłbym się do rekordu Polski w biegu na kilometr 😆

Trójka najlepszych kobiet i mężczyzn

Ostatecznie bieg ukończyłem na drugiej pozycji z czasem 17 min 18,7 s (dystans z GPS 4700 m, średnie tempo 3:42/km). Zwycięzca dobiegł do mety w 15 min 46,1 s, a trzeci zawodnik z czasem 17 min 32,1 s. Gdybym nie został zaatakowany na trzecim kilometrze, nie zaznałbym ścigania w tym biegu. Ten atak bardzo mnie ucieszył i jestem za niego wdzięczny rywalowi! 😊

Ze zwyciężczynią w swojej kategorii wiekowej

Pozostaje pytanie, czy to ja osiągnąłem wysoką formę, czy bieg był tak słabo obsadzony? Odpowiedź leży pewnie gdzieś po środku. Trochę szkoda, że pierwsze dwa kilometry nie były szybsze. Ale ponieważ nikt się nie ścigał, a ja dzień wcześniej nie czułem się najlepiej, to też nie wyrywałem się do przodu. Niemniej jednak drugie miejsce bardzo ciszy i motywuje do dalszych treningów. W czasie biegu, jak i po nim, dobrze się bawiłem i zapomniałem o treningowych niepowodzeniach z ubiegłego tygodnia. Wszystko było porządnie zorganizowane a trasa dobrze oznaczona. Mieszkańcy Roetgen wyszli do ogródków przed swoimi domami i energicznie nas dopingowali. Wielki plus!

Komentarze